niedziela, 9 lutego 2014

Travelove: Maroko - inny świat

W Maroku byłam dwa lata temu. Podróżowałam po wielu państwach Arabskich, ale w końcu nadszedł czas na Afrykę północno-zachodnią. Muszę przyznać, że bardzo ekscytowałam się trzecim zaliczonym przeze mnie kontynentem. Całkiem inne doświadczenie, choć wiele rzeczy było bardzo podobnych. 

Pojechałam z dwiema koleżankami (wśród nas była jedna blondynka), co miało swoje złe i dobre strony. Zapraszam na garść zdjęć z podróży!

Jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego wcinałam zupę ze ślimaków, jak to się stało, że szukałam o 2 w nocy struny do gitary, chcecie zgubić się w medynie, sprawdzić jak noszą się modni Arabowie oraz dowiedzieć się dlaczego celnik nie chciał mnie wpuścić do Maroka, to zapraszam :) Mam nadzieję, że trochę Was zagrzeją te zdjęcia!



1. Początek podróży nie był łatwy - na lotnisku marokański celnik nie chciał nas wpuścić do kraju, gdyż nie znałyśmy jeszcze miejsca naszego pobytu. Uzupełnianie karty wjazdowej bardzo nas zestresowało, tym bardziej, że chyba nikt z tego samolotu nie miał podobnego problemu. Nerwy o 4 rano i niezrozumiały potok słów po francusku (niestety nie znam tego języka, a w Maroku jest drugim językiem, niewiele osób zna angielski bardziej, niż określone formułki dla turystów) nie był krzepiący. Przy trzeciej próbie rozmowy po angielsku wpisałyśmy nazwę miejscowości, w której się zatrzymamy i jakąś wymyśloną nazwę hotelu, która - o dziwo - wystarczyła.


2. Jak to w kraju arabskim (wyznawana religia islam 99,6% społeczeństwa) obok półnagich turystek na plaży można zauważyć kobiety ubrane w tradycyjny sposób, noszące dżelaba (długa szata z kapturem, którą noszą zarówno kobiety, jak i mężczyźni) i hidżab (chusta zasłaniająca włosy, uszy i szyję). Ortodoksyjne kobiety również kąpią się w specjalnych strojach zasłaniających ciało nazywanych hasema.


3. Marrakesz pozostawił we mnie wspomnienie niesamowitego placu Dżemaa el-Fna, gdzie były tysiące ludzi, nawet po północy. Zazwyczaj mam szczęście być w krajach arabskich w czasie ramadanu, zwłaszcza wtedy życie rozkwita dopiero nocą. Jest to miesiąc postu, bo każdy muzułmanin, który skończył 10 lat, nie może od świtu do zmierzchu przyjmować pokarmów, pić, kłamać, palić tytoniu, ani uprawiać seksu. W czasie ramadanu muzułmanie spożywają dwa posiłki - iftar (po zachodzie słońca) i suhur (przed świtem). W momencie zachodu słońca rozpoczyna się modlitwa, a później np. na ulicach i targach rozwijane są koce i dywany, rozkładane naczynia i jedzenie. Muzułmanie siadają i wszyscy razem spożywają posiłek. Życie kwitnie nocą, a za dnia bardzo rzadko można kogoś uświadczyć na ulicach, cisza i spokój. Niestety pod koniec ramadanu, muzułmanie często są zmęczeni i podenerwowani. A poszczą, bo wierzą, że uchroni ich to przed karą Allacha.

Na Dżemaa el-Fna była masa straganów, wyciskaczy świeżych soków (widać w tle na zdjęciu poniżej), opowiadaczy (również w dialektach berberyjskich), zaklinaczy węży, fakirów, żonglerów, właścicieli tresowanych małpek oraz niezliczona ilość stoisk ze street foodem. Spróbowałam gotowanych ślimaczków-winniczków w pieprzno-słonej zupie.



4. Essaouira - w latach 60. mekka hippisów dziś zachęca świetnymi warunkami do surfingu. Prawda życiowa: work sucks, go surfing!



5. W każdej medynie (starej dzielnicy w arabskich miastach, która ma bardzo bliską i ścisłą zabudowę) urzekała mnie prawdziwość dotykanego życia. Widziałyśmy arabów kupujących produkty pierwszej potrzebny, niezbędne do normalnego życia, ślad turystów był tylko na obrzeżach w sklepach z pamiątkami. W głąb medyny niewielu europejczyków się zapuszczało, bo bardzo łatwo było się zgubić. Na szczęście Marokańczycy byli bardzo pomocni w momentach kryzysowych. Wyżej mamy sklep mięsny i jego żywy asortyment, czekający na swoją kolej...


6. Setki przepysznych owoców. Za każdym razem miałam wątpliwości co to jest, bo po angielsku w niektórych miejscach nikt nie mówił, a francuskiego, ani tym bardziej arabskiego niestety nie znam. Na szczęście spisywał się uniwersalny język ciała i porozumienia - arabscy sprzedawcy są świetni. Zawsze dadzą spróbować, czasem dadzą coś za darmo, dorzucą bonusy za piękne oczy, mają niesamowitą energię i są absolutnie bezobciachowi. Nie lubię modelu sprzedaży bezpośredniej, naganiacze mnie drażnią, ale tam przestawiasz się o 360 stopni. Bo nie da się inaczej. Targi to takie małe walki o przetrwanie "nie, nic tutaj nie kupię".

Kiedyś będąc na jakimś gigantycznym arabskim targu, chyba w Agadirze, miałyśmy wątpliwą przyjemność spotkać pijanego araba. Zachowywał się wobec nas okropnie, szybko stamtąd uciekłyśmy. Jeśli kobiety podróżują same, niestety narażamy się na wiele sytuacji, zwłaszcza będąc w kraju o zupełnie odmiennej kulturze. Zawsze podróżując same starałyśmy się nie chodzić gołe i poodsłaniane, żeby nie prowokować problemów. Czasem to nie wystarczyło, bo - zwłaszcza w miejscowościach turystycznych - europejki są traktowane jak dziewczyny wyzwolone i chętne na szybki seks.

Było wiele sytuacji, kiedy byłyśmy podrywane przez tambylców. Chcieli nas oprowadzać po mieście, pokazywać różne miejsca, zapraszali na posiłki, shishę, spacer wzdłuż wybrzeża, na imprezę... Zwłaszcza nasza koleżanka blondynka nie mogła narzekać na brak powodzenia. Ale zawsze towarzyszył nam dystans. Byłyśmy mile zaskoczone, że tylko w momencie, kiedy stwierdziłyśmy, że czujemy się zmęczone ich towarzystwem, bądź są namolni albo nudni, wystarczyło coś grzecznie powiedzieć. Że musimy iść spać, że jesteśmy zmęczone, że cokolwiek. ZAWSZE mówili, że w porządku oraz czy mają nas odprowadzić. Nigdy nie było namolnego namawiania, przyklejania się, proste komunikaty.


7. Takie ściany służyły niepiśmiennym ludziom do głosowania na różne partie. Rysowano na ścianie symbol partii, a osoby głosujące na nią, ustawiały się obok odpowiedniej liczby.


8. Wąska uliczka w medynie. Tam jest dopiero prawdziwe życie.


9. Tu już bardziej turystyczna miejscowość. Przy ulicy serwowano dużo naleśników "z tysiącem dziurek" smarowanych różnymi wariacjami nutelli, kinder bueno i milki. Oczywiście nie mogłyśmy się oprzeć. A na deser pyszne ghoriba z migdałami albo sezamem.




10. Stajnie w Meknes (nazywanym "Małym Paryżem"), mieszczące kiedyś - bagatela - 12 tysięcy koni.



11. Targi w krajach arabskich trochę mnie przerażają. Jest mnóstwo ludzi, którzy wszyscy mówią do was w nieznanym języku, jakbyście musieli zrozumieć. Jak widać na zdjęciu, tradycyjne szaty nie muszą być czarne i smutne ;)


12. Jadąc przez bezkresne drogi Maroka (które są w lepszym stanie, niż nasze...) czasem można się natknąć na stragany wyrastające znikąd. Ot tak w środku pustkowia stoją stragany. Można kupić lokalne pyszne owoce, granaty, figi, śliwy, ale również dynie.


13. W większych miastach można trafić na typowo skierowane na turystów pracownie złotnicze, ceramiczne, aptekarskie. Każdy turysta znajdzie coś dla siebie, jeśli oczywiście ma wystarczającą ilość dirhamów, dolarów czy euro. Dirhamy marokańskie to waluta, której nie wolno wywozić z kraju, dlatego też nie spotkacie jej w żadnym kantorze w Polsce.



14. Arabskie słodycze są po prostu obłędne i zdecydowanie nie na mój poziom słodyczy. Jest to cukier z cukrem zatapiany w cukrze. W milionie wariacji, rozmiarów i kształtów. Sprzedawcy są bardzo mili i chętnie częstują i dają do skosztowania swoje słodycze. Niestety wszystkim słodkościom towarzyszą niezliczone stada os...


15. A tutaj mamy bardzo tradycyjne, marokańskie naczynie tadżin (tażin). Służy do przygotowywania mięs (i warzyw) nad rozżarzonym węglem lub drewnem. Takie naczynie wnosi się na stół (w środku jest tradycyjna marokańska potrawa - mięso z warzywami) i podnosi się pokrywę. Wtedy tadżin wygląda jak wielka misa z daniem głównym. Do tego kuskus z cynamonem i rodzynkami i posiłek na wypasie gotowy. Jeśli kiedyś jeszcze pojadę do Maroka, to z pewnością kupię sobie jeden ;)


16. A tutaj mamy Al-Dżadidę - portugalskie klimaty w Maroku. Powyżej portugalska cysterna, która służyła do gromadzenia wody, warto zobaczyć również cytadelę. Miasteczko zbudowane jest w portugalskim stylu i otoczone murami.




17. W Maroku panuje monarchia konstytucyjna. Królem jest Muhammad VI, a po całym kraju rozsiane są jego pałace, ogrody i posiadłości.


18. A tak wygląda bananowiec. Podpatrzony chyba w jakimś królewskim ogrodzie... ;)


19. A to Wieża Hassana w Rabacieminaret, część meczetu, który jednak nigdy nie został dokończony, a dodatkowo zrujnowało go trzęsienie ziemi. Dziś możemy podziwiać jego ruiny i wieżę.


20. Tutaj już brama zamku królewskiego w Rabacie. Turyści mogą podejść na tyle blisko, na ile pozwolą strażnicy.



Będąc na targach w krajach arabskich trzeba mieć na uwadze, że TRZEBA się targować. Bardzo często jako pierwszą, słyszy się cenę absolutnie z kosmosu, w żadnym wypadku nie można się na nią zgodzić. Jeśli Arab zobaczy kogoś wyglądającego na bogatego Rosjanina, to wiadomo, że wywinduje cenę. Więc najlepiej wybierać się na zakupy bez drogich aparatów, kamer i markowych ciuchów. Jeśli sprzedawca zobaczy, że wcale nie jesteś szychą, będzie łatwiej się targować. Cena zaczyna się od 50% pierwszej krzykniętej ceny. Zatem jeśli cena czegoś wynosi 100 dirhamów, to zaproponujcie 50, powiedzcie, że obok było taniej, udawajcie, że wcale Wam nie zależy na tej rzeczy.

Zapomniałam wspomnieć o bakszyszu. Najbardziej żywy jest chyba w Egipcie, ale w Maroku również występuje. To rodzaj napiwku, jałmużny, którą dają ludzie za drobną usługę. Może to być podniesienie walizki, zrobienie zdjęcia, pokazanie drogi... Turyści bardzo nie rozumieją tego zwyczaju, bo usługi, za które Arabowie żądają bakszyszu, w ich mniemaniu powinny być za darmo. Różnie bywa. W wielu przypadkach Arabowie trochę przesadzają np. zrobi Ci zdjęcie, ale jeśli mu nie dasz 5 dirhamów, to nie odda aparatu. Moim sposobem na bakszysz była samowystarczalność, nie zdawałam się na pomoc innych i zawsze miałam z tyłu głowy, że za wszystko mogą mi krzyknąć "bakszysz". Myślę, że młodym dziewczynom (zwłaszcza blondynkom) łatwiej wykpić się z bakszyszu, zwłaszcza jak nie wyglądają na majętne. Kultura kulturą, czasem dawałam, czasem udało mi się wymigać jak ktoś był niemiły i nachalny.

Kolejnym zwyczajem jest to, że jak kończy się ramadan, to Arabowie wręczają sobie różne prezenty, więc jak z końcówką ramadanu będziecie coś kupować na targu, to możecie być poproszeni o jakieś dodatkowe pieniądze na prezent dla żony ;) Jak ze wszystkim - Wasza wola.


21. A poniżej Volubilis, mogę powiedzieć, że temperatura mnie tam pokonała. Kompleks ruin rzymskiego miasta. Niemalże w samo południe z jakimś milionem stopni w słońcu, słomianym kapeluszem i zdecydowanie zbyt małą ilością wody.



22. A tutaj jedno z najpiękniejszych miast Maroka. Fez i jego stara medyna.




23. Rękodzieło artystyczne w Maroku jest bardzo rozwinięte. Miasta takie jak Fez, Safi i Meknes słyną z produkcji pięknej ceramiki i mozaik. 







24. W medynach z pewnością natkniecie się na małe tkalnie i szwalnie. Tutaj pan chyba tkał chusty z włókien z agawy. Fez słynie z takich chust, jest to dobry pomysł na prezent, a dodatkowo na własne oczy można zobaczyć proces produkcji.


25. Można też odwiedzić garbarnię, gdzie przy wejściu wręczana jest gałązka mięty. Zastanawiałam się: po co? Kiedy przekroczyłam próg i weszłam na piętro - zrozumiałam. Takiego smrodu w życiu nie czułam... gałązka mięty była niezbędna. Rzeczy były przepiękne i solidne, ale zdecydowanie nie na kieszeń studentki.




26. Robiący niesamowite wrażenie Meczet Hassana II w Casablance (największym mieście Maroka). W głównej sali modlitewnej można się zmieścić 25 tysięcy muzułmanów, a na dziedzińcu kolejne 80 tysięcy. Jest to najwyższa budowla w Maroku i najwyższy minaret (wieża przyległa do meczetu, z niej muezin nawołuje na modlitwę) na świecie (210m).




Meczet jest otoczony Oceanem Atlantyckim.


A tak wygląda w środku.




27. Nie samym street foodem żyje człowiek, niezbędna była wizyta w McDonalnie i skonsumowanie jedynej słusznej rzeczy w tym przybytku rozpusty - McFlurry z M&Ms (jak byłam w Turcji, to szał robił McFlurry z batonikiem Daim, wtedy jeszcze niedostępnym w Polsce).


28. Wozy zaprzężone w konie i osiołki są bardzo często wykorzystywanym środkiem lokomocji. W niektórych miejscach miasta są przystanki bryczek konnych, wiele osób z nich korzysta, ale turystom serce się kraje jak te biedne i zmęczone upałem konie są co chwilę smagane batem. I że koniki ledwo idą, a woźnica ściga się z drugim woźnicą kto będzie pierwszy...


29. Na każdym kroku można napotkać różne sklepy z tajemniczymi produktami. Jest wiele ziół, herbat, marokańska whisky (herbata miętowa), przypraw (świetna ostra harissa), czy marokańska viagra. Oczywiście złotem Maroka jest olej arganowy i z pewnością warto skusić się na dużą butelkę. Sprzedawany jest również gliniany pumeks (w kształcie tażina) i szminki-tażinki (czyli gliniane małe tażinki wypełnione czerwonym barwnikiem z hibiskusa i szafranu) i milion innych rzeczy.


Udało mi się nawet znaleźć jeden metal shop.


Wyjątkowe stoisko z barwnikami.




Hammam czyli łaźnia.



30. Góra w Agadirze, spoglądająca na główny bulwar miasta. Napis po arabsku głosi: "Bóg, ojczyzna, król", a w nocy jest pięknie podświetlony. Mój koniec wycieczki po Maroku i chyba najwięcej atrakcji związanych z interakcją z tubylcami. Nocne chodzenie po dachach, palenie prawdziwej marokańskiej shishy, domowy tadżin, kupowanie struny do gitary o 2 w nocy, wizyta w najniebezpieczniejszej dzielnicy, poznawanie dzielnic bez śladów turystów i gitarowe koncerty na brzegu Oceanu Atlantyckiego. 

Dużo się działo i wszystkim mogę polecić podróż do Maroka. Niezapomniana.

Jak Wam się podobała moja fotorelacja? Byłyście już kiedyś w Maroku? A może planujecie? Podróżowałyście kiedyś do krajów arabskich? Z jakimi stereotypami musiałyście walczyć?

Jak zwykle zapraszam Was na mojego fejsika i na Instagram :)

24 komentarze:

  1. Cudowna fotorelacja, aż chciałoby się tam przenieść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam w Maroku jakieś 1.5 roku temu i bardzo dobrze wspominam tę podróż. Co prawda wyglądała inaczej niż u Ciebie bo leciałam z Biurem Podróży, ale jednak też ciekawie :)
    W Maroku czułam się na pewno swobodniej niż w Tunezji, mieszkańcy nie byli tak nachalni, faktycznie wystarczył jasny komunikat "nie" i dłużej nie było się nagabywanym. Agadir, w którym mieliśmy hotel ma sporo naleciałości europejskich, co innego Marakesz - jak z baśni, totalna egzotyka, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
    A miałam "przyjemność" zgubić się w Medynie. Lekki strach był... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie byłam i pewnie masz pojęcia jak bardzo chciałabym być! Twoja fotorelacja jest cudowna! Przez jakieś 10 minut byłam totalnie w innym świecie. Pełnym słodyczy, straganów, dla nas "dziwnych" mężczyzn i aż mi sie zrobiło ciepło na samą myśl o tym wszystkim.

    Zazdroszczę wspaniałej podróży i nie dziwie się, że nie zapomnisz jej do końca życia :) Mam nadzieję, że i mnie się kiedyś uda zwiedzić ten piękny kraj i skosztować specjałów kuchni ( aczkolwiek ślimaczki to niekoniecznie moje ulubione danie hehe) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta relacja upoiła nie tylko mnie, ale i mój stary komputer - padł z wrażenia nad tą ilością zdjęć ;) Ale zrestartowałam i mogę spokojnie skomentować. Bardzo urokliwie opisane, a same fotografie pięknie wprowadzają klimat. Aż zrobiło mi się duszno. Myślę, że arabskie słodycze zostały stworzone z myślą o mnie: cukier na cukrze? Mniam! ;)
    Zazdroszczę wyjazdu, ja bym się trochę bała tam pojechać ;) Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam, widać że wspaniała przygoda :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale zazdroszczę! Od dłuższego czasu jestem zainteresowana krajami arabskimi, ale moim marzeniem są Emiraty. Choć po tym co tu przedstawiłaś, z wielką chęcią bym zwiedziła i Maroko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. W grudniu odwiedziłam południowe Maroko (Marakesz, Essaouira, Agadir) i zdecydowanie polecam, bo jest blisko i bardzo egzotycznie. Gdzieś ostatnio wyczytałam, że Maroko byłoby pieknym krajem gdyby nie Marokańczycy. Niestety muszę się z tym trochę zgodzić, bo do Marokańczycy ewidentnie nauczyli się wykorzystywać/oszukiwać turystę. Z 10-krotnymi wyższymi stawkami dla turysty spotkałam się nie raz. Co do nagabywaczy to dla mnie był to koszmar. Irytowało mnie na maksa odmawianie tej samej osoby kilka razy w ciągu godziny. W końcu co nie zabije, to podobno wzmocni. Mi się wyrobiła obojętność :) Z angielskim nie miałam w zasadzie nigdzie problemu. Niektórzy rozumieli lepiej, inni gorzej i tylko raz zdarzyła się sytuacja, że nie mogliśmy się dogadać. Jednak bez problemu znaleźliśmy inną osobę mówiącą po angielsku do pomocy. Najlepsze wspomnienie z Maroka to zdecydowanie smak soku pomarańczowego :)))))))
    Odnośnie karty wjazdowej polecam wpisać pierwszy lepszy adres hotelu z przewodnika. Celnicy muszą mieć ten kwitek wypełniony, a czy to ktoś, gdzieś, kiedyś sprawdza bardzo wątpię, bo wypełniałam już w różnych państwach i nigdzie nie miałam problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak! Smak soku pomarańczowego wyciskanego na Twoich oczach najlepszy :) Myślę, że nagabywanie, krzyk, próba sprzedania wszystkiego (nawet kota w pudełku kartonowym, który przybłąkał się przypadkiem) jest bardzo arabskie. To część ich kultury, bo w każdym państwie arabskim jest podobnie. Tak samo z wywindowanymi cenami... jak gość krzyczał cenę 100 dirhamów, to trzeba było się targować od 50 ;) To kultura targowania się, nigdy nie kupiłam niczego po pierwszej cenie... Uwaga o karcie wjazdowej jest bardzo cenna :) Szkoda, że mi nikt tego wcześniej nie powiedział, bo wjeżdżając do kraju z nazwą wymyślonego hotelu czułam się jak przestępca ;) Oczywiście nic się nie stało i tak jak Ty myślę, że nikt tego nawet nie sprawdza ;)

      Usuń
  8. Niesamowity klimat, nie z tego świata ! :) Mam nadzieję, że uda mi się tam pojechać. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wydaje się być na prawdę super :) my się własnie z narzeczonym zastanawiamy nad podróżą poślubna i ten pomysł tez rozważamy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Niesamowite zdjęcia i niesamowity klimat. Super :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękna fotorelacja i opisy. Maroko jest na mojej liście miejsc do odwiedzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mój mąż jest Marokańczykiem i w tym roku wreszcie pojadę do Maroko.Wcześniej nie mogłam,bo byłam chora. Nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny reportaż. Maroko jest moim marzeniem, ale prędko się pewnie jeszcze nie spełni.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zazdroszczę podróży :) Przepiękna i przydatna zarazem opowieść :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetna relacja :)
    W tym kraju jeszcze nie byłam ;) Jeśli chodzi o kraje arabskie to byłam w Egipcie i w Tunezji i akurat tam Arabowie byli bardzo natrętni i nie chcieli zrozumieć kiedy mówiło się "nie".

    OdpowiedzUsuń
  16. 180, a nie 360 stopni :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja byłam w Maroku w marcu, z mężem. To co mnie zaskoczyło, widok wielu młodych kobiet podróżujących np. we dwie lub nawet samotnie. Widzę, że Ty także tylko w damskim gronie podróżowałaś. Ja jako kobieta, blondynka, najmniej bezpiecznie poczułam się w Casablance (a najgorzej w samej medynie), poza tym jednym miejscem, w Maroku czułam się dobrze. Widziałyśmy podobne miejsce, tylko my wydeptywaliśmy ścieżki już po Was. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj:) z niemala przyjemnoscia przeczytalam twoj reportaz . Ja i moj chlopak bylismy w Maroko we wrzesniu 2014. Zatrzymalismy sie w hotelu w Marakeszu ale nie leniuchowalismy bezczynnnie tylko zwiedzalismy. Zaliczylismy wycieczke po ogrodach Marakeszu m.in. ogrody Yves Laurent i potem przejazdzke bryczka - nam rowniez bylo szkoda tych biednych koni , szczegolnie mnie , wiec nie do onca mi sie to podobalo. Zwiedzilsimy Marakezz i jego palace, widzielismy jak wyrabia sie slynne marokanskie kilimy (dywany) i przetrwalismy walke na suku el kessabine ;) ja niemilo wspominam marokanskie kobiety ktore natretnie probowaly zrobic mi henne, jesli sie odmawia to udaja np. Ze chca cie tylko o cos zapytac, wtedy lapia twoja dlon, kilka szybkich ruchow i henna (niechlujna i wrez brzydka) gotoaa a teraz plac! Cena tez astronomiczna - ja swoja zrobila w poblizu wodospadow de Ouzud za 30 dirhams , natomiast znajoma , ktora poznalismy podczss tej wycieczki a ktora zostala tak wlasnie "zlapana " na suku zapalcila 150 dirhams (povzatkowo kobieta chciala 200?!!)dlatego na to trzeba uwazac i jesli nie hcecie przeplacic a potem cieszyc sie brzydka henna przez ok 2 tyg to lepiej przed nimi uciekac bo nie rozumiena slowa nie. Natomiast Strasznie podobaly nam sie te wszytkie kramy i kramiki, takie kolorowe i aromatyczne, piekne! Oczywiscie zaliczylismy tez przejazdzke wielbladami ( i tu znow ja , milosnizka zwierzat, mialam wyrzuty sumienia) i wycieczke na quadach z przewodnikiem po pustyni , gdzie w koncu mielismy postoj w jakies zapomnianej wiosce , w ktorej czestowano nas slodkosciami i marokanska whisky czyli herbata mietowa, a dzieci sasiadow przychodzily nas ogladac z ciekawoscia jakby nigdy nie widzialy europejczykow. Z pustyni mielismy pdzepiekny widok na gory Atlas. Ech, chcilibysmy jeszcze raz tam pojechac:) ps. Przepraszam za ewentualne literowki ale pisze na tablecie a to troche niewygodne

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja wróciłam z Moroko jakieś 2 tygodnie temu i jeszcze nie mogę "zejśc na ziemie".Spędziałam tak 2 tygodnie z koleżanka. Miszkałyśmy w hotelu w Agadirze i zwiedzałyśmy trochę. Bylyśmy w Marakeszu, króty mnie zauroczył. W Essuirze pobobało mi sie najbardziej. Wspaniałe miasto portowe w portugaliskim portem.Polecam szczególnie dla fanów Gry o tron.Również wybrzeże Legzira jest obowiązkowe do zobaczenia. Sam Agadir pomimo, ze nie zabytkowy-wspaniały. Szczególnie przyjemnie wspominam spacery promenadą i ten złoty piasem. Agadir ma lagodny klimat. Czesto występująca mgła chroni przed Słońcem, ale nie przeszkadza w opalaniu.Opaliłam sie jak nigdy:). Jak bylam w Egipcie czy na Cyprze, to ok poludnia był piekarnik i powietrze "stało".Jestem blondynką podobnie jak moja koleżanka. Mialyśmy takie powodzenie, ze zaczepki chłoptasiów młodych i starych były irytujące. Zauważyłam ,ze często spaceruja po promenadzie mlodzi zadbani Arabowie i tak jakby czekaja na "europejska zdobycz". Reasumując Maroko jest wspaniałym miejscem, do którego chciałabym wrócić. Łagodny klimat( bryza od ocenu, łagodna mgła) ocean, kuchnia, wplywy francuskie i wiele innych czynnikow sprawia ,ze zakochałam sie w tym egzotycznym i bajkowym kraju:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Byłem tak przygnębiony, gdy mój mąż zostawił mi inną kobietę po tym, jak przez 5 lat byliśmy małżeństwem, ponieważ miałem raka, próbowałem poprosić go, aby do mnie wrócił, odmówił i powiedział, że nie ma już dla mnie uczuć po tym wszystkim poświęcenie zrobiłem wszystko, ponieważ go kocham, cały czas mnie bije, a mimo to wytrzymuję i płaczę cały dzień. Stałem się smutną kobietą po tym, jak przeszliśmy wszystko razem, po całej miłości, którą dzieliłem w przeszłości, nie wyobrażałem sobie życia bez niego, ponieważ moja miłość do niego była nieoceniona w handlu z jakiegokolwiek powodu. Pewnego dnia, kiedy przekraczam Internet, Widziałem wiele komentarzy na temat mocy uzdrawiania raka i przywrócenia twojego męża, a ja postanowiłem spróbować go zobaczyć, kontaktując się z nim pod adresem doctorosagiede75@gmail.com, a ja natychmiast odpowiedziałem i wyjaśniłem mu, przez co przechodzę, powiedział mi inna pani użyła voodoo na nim, więc zostawił mnie dla niej, pomimo mojej troski o niego i obiecał pomóc mi odzyskać mojego kochanka, a także pomóc mi, stawiam mu zakłopotane czary, walcząc w przyszłości iw najkrótszym czasie wszystko się zaczęło, ponieważ obaj wiedzą, że zdał sobie sprawę, że nigdy nie został dla niego wyprostowany, a za pięć dni mój mąż był w moim domu i czekał, aż wrócę z pracy, a kiedy zaczął mówić, że jest mu przykro, że nigdy nie wiedział, co było nadchodzę nad nim i następnego dnia jestem do szpitala w celu sprawdzenia i odkryłem, że jestem wolny od raka. dziękuję doktorze osagiede, jestem teraz szczęśliwy z moim mężem i wszystko idzie teraz gładko. skontaktuj się z doctorosagiede za każde zaklęcie zemsty i zaklęcia z powrotem lub uzdrowienie za jakąkolwiek chorobę taką jak rak i HIV poprzez doctorosagiede75@gmail.com powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  21. Co kraj to inna kultura. Reportaż czytało mi się bardzo przyjemnie i szybko. W Maroku nigdy nie byłam, planuję jednak od następnego lata zacząć podróżować po takich egzotycznych kierunkach :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo się cieszę, że mogę podzielić się z nami swoimi doświadczeniami. Nazywam się Brenda i byłem szczęśliwy. Dopóki mój mąż nie powiedział, że go zdradzam, oboje staliśmy się dokuczliwymi parami, nie mógł w to uwierzyć, ani nie zaufał moim słowom, więc złożyliśmy wniosek o rozwód, później zostaliśmy rozdzieleni i ślubowaliśmy, że nigdy się nie pogodzimy. Długo próbowałem iść dalej, ale nie mogłem pozostać bez niego, więc zacząłem poszukiwania powrotu męża, a potem skierowano mnie do Dr.IZOYA. Świetny człowiek, którego spotkałem, rzucił zaklęcie miłosne i zmusił mojego męża do powrotu w ciągu 24 godzin. dzięki temu jestem tutaj, aby udostępnić kontakt dr IZOYA, skontaktować się z nim poprzez drizayaomosolution@gmail.com. Jest naprawdę potężny i specjalizuje się w następujących sprawach ...
    (1) Kochaj zaklęcia wszelkiego rodzaju. (2) Przestań rozwodzić się. (3) Zakończ jałowość. (4) Potrzebujesz pomocy duchowej.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że jesteś tutaj. Będzie mi miło, kiedy dorzucisz coś od siebie.
Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny!