Mam wielu przyjaciół, którzy podróżują. Ich niesamowite opowieści budzą we mnie zwierza podróżnego i rozniecają pragnienie znalezienia się tam, na zdjęciach, które mi pokazują. Niektóre ich podróże są dla mnie absolutnie szalone, ale żadnej nie mogę nazwać niewykonalną. Mam wrażenie, że podróże najpełniej rozwijają ludzi. Człowiek może najlepiej poznać samego siebie, towarzyszy podróży, sposób radzenia sobie z sytuacjami ekstremalnymi, brakiem wody, zapadającym zmrokiem czy skrajnym zmęczeniem.
Mówi się, że jeśli chcesz najlepiej poznać człowieka (zwłaszcza przyszłego towarzysza życia), to wybierz się z nim w góry. Ale nie do pensjonatu, a później na krótki spacer szlakiem w południowym słońcu... tylko w warunki iście biwakowe. Takie dni wiele o was powiedzą.
W mojej rodzinie nigdy nie było tradycji wycieczek górskich, a przecież z Krakowa jest rzut beretem do wielu ciekawych pasm. Początkowo nie wyobrażałam sobie siebie na szlaku, bo przecież brudno, zimno, mokro, robaki, chaszcze i do tego jeszcze wysiłek fizyczny... No bo jak to? Męczyć się dla przyjemności!? Nie ma mowy... Ale później zaczęło się sympatyzowanie z harcerstwem, krakowskim PTTK i jakoś znaleźli się znajomi kochający góry, którzy nie mieli najmniejszych problemów z namówieniem mnie na liczne wypady.
Najpiękniej wspominam obóz wędrowny po Bieszczadach, jeszcze w liceum. Noszenie całego dobytku na plecach, niezwiązanie z jedną lokalizacją, podróże autostopem, nocne granie na gitarze, śpiewy, kąpiele w strumykach, czerpanie wody ze źródełek i prawdziwie podróżniczo-koczowniczy tryb życia - porwały mnie całkowicie. Niesamowicie wspominam też ludzi, których spotkałam na szlaku. Wtedy miałam też szczęście brać udział w festiwalu "Bieszczadzkie Anioły", który już chyba nie istnieje. W Bieszczadach (ogólnie, w górach) wszystko spowalnia. Polecam każdemu, kto chce uciec od czegokolwiek.
Z górami wiążę kilka wyzwań na najbliższe lata (mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować):
- Samotna podróż w góry (najlepiej Bieszczady, bo są mi najbardziej znane i wydają się przyjazne), albo przynajmniej kilkudniowe odłączenie się od grupy i zaznanie samotnego wędrowania.
- Przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego im. Kazimierza Sosnowskiego, który biegnie od Ustronia w Beskidzie Śląskim do Wołosatego w Bieszczadach. Jest to najdłuższy szlak w polskich górach i liczy niemal 500 km długości. Nie lada wyzwanie. Niestety z racji tego, że rzeczywistość jest brutalna i otrzymanie urlopu wystarczającego na taką wycieczkę jest niemożliwe, dopuszczam realizację w częściach. Tym razem to absolutnie nie jest wyzwanie dla mnie samej. Muszę zrobić to z Nim.
- Główny Szlak Sudecki (440km)... też kusi, a co! Chciałabym bardzo. Przecież na realizację mam całe życie.
A skąd ten wpis?
Po prostu tak bardzo mi się zatęskniło ♥.
A Wy? Lubicie góry? Chodzicie często na wycieczki? W zimie ostudza się mój entuzjazm górski, bo wydają mi się bardzo niebezpieczne, kiedy jest tyle śniegu. Porywa Was magia gór czy raczej wolicie morze (odwieczna walka)? :)
Góry uwielbiam. Uwielbiam oglądać zdjęcia i czytać o nich. Planuję spędzić jeden wiosenny weekend w naszych górach, bo niestety jeszcze nie byłam. Chodziłam za to po górach norweskich w Bergen. Magiczne miejsca. Jestem od niedawna wolontariuszką Fundacji im.Jerzego Kukuczki- poszerzam zainteresowania górami Karakorum - te wysokości to dopiero hardcore!
OdpowiedzUsuńGóry norweskie to dopiero wyzwanie... :) I marzenie. Dla chcącego, nic trudnego. Powodzenia w poznawaniu tych szaleńczo pięknych okolic (przepadłam oglądając zdjęcia)...!
Usuńteż uwielbiam góry chyba nawet bardziej niż może. Widoki z wysokości są przepiękne, zapierające dech w piersiach:)
OdpowiedzUsuńMieszkam na południu Polski, więc bardzo często zdarza mi się w góry zawędrować. Ale jestem raczej takim spacerowiczem górskim, niźli wspinaczem. Naomiast mój Luby, jeśli nie może użyć lin, kasku i raków, to dla niego żadne chodzenie po górach. Jestem z niego dumna, ale zawsze się o niego cholernie boję. Góry może są piękne, ale nikt nie powiedział, że bezpieczne ;)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam! :) Też wolę sobie spacerować, łańcuchy i raki to nie dla mnie... w przeciwieństwie (również) dla mojego mężczyzny. Na szczęście lubi też rekreacyjne spacery i wędrówki i nie namawia mnie do niczego... a ja nawet się łamię, żeby kiedyś się wybrać gdzieś na bardziej ekstremalną wędrówkę... Pozdrawiam :)
UsuńUwielbiam wspinać się, szczytować na szczytach i doprowadzać swoją kondycję do wyczerpania - po to by poczuć, że żyję. Po obcować z przyrodą nie dotkniętą przez człowieka żadnymi maszynami. Zapisać te momenty nie tylko w głowie, ale też uchwycić to dobro przyrody na zdjęciach :)
OdpowiedzUsuńps. wyłącz weryfikację obrazkową, bo ona nas czytelników, a przede wszystkich komentujących denerwuje ;)
Czasem jak usiądę na szczycie, to chciałabym tak bardzo zapamiętać te widoki chwytające za serce. Dobrze, że zazwyczaj obok jest aparat, który wesprze ulotną pamięć ;)
UsuńPS. Dzięki za uwagę o weryfikacji! Bardzo drażni mnie na innych blogach, a nie pomyślałam, że u mnie też jest to paskudztwo!
A ja z Sudetów właśnie:) Polecam, mnie góry zaskakują swoim pięknem o każdej porze roku.
OdpowiedzUsuńUwielbiam góry, nie mogą one się równać z morzem :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać ferii, bo właśnie znów je odwiedzę :)
W minione wakacje odważyłam się i w końcu wyruszyłam sama w góry - najpierw dwa dni spędziłam w Tatrach, a potem osiem dni (nie z rzędu) właśnie na Głównym Szlaku Beskidzkim. Przeszłam od Ustronia do Krościenka, nocując w schroniskach. Najpiękniejsze dni w moim życiu, absolutnie. Droga sama prowadzi. Doświadczenie niemal sakralne, nie ziemskie. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że jeśli ruszasz w góry z kimś, to idziesz tylko z tą osobą. Jeśli idziesz sam - to tak, jakbyś szedł ze wszystkimi. Bajka.
OdpowiedzUsuńGratuluję odwagi :) Muszę przyznać, że bardzo mnie zachęciłaś. Mam nadzieję, że w tym roku mi się to uda.
UsuńKocham góry i niesamowicie za nimi tęsknię. Miałam możliwość kilka razy spacerować po Tatrach. Teraz chciałabym inne Polskie góry odwiedzić. :)
OdpowiedzUsuń