Francja, to coś zupełnie nowego. Sam styl życia Francuzów jest zupełnie inny, niż nasz. Tam ludzie posiłki jadają na mieście, dlatego wieczorami knajpy pękają w szwach. Nie jestem pewna jak dokładnie to godzinowo wygląda, ale w przedziale 14-18 bardzo trudno znaleźć otwarte restauracje (chyba że trafiliśmy na wyjątkowo dziwną okolicę). Francuzi w pracy jedzą lunch, a potem z przyjaciółmi czy rodziną fetują około 19-21. Jak dla mnie to za późna pora i zbyt wiele dań do skonsumowania. Natomiast podobało mi się bardzo to, że w restauracjach do posiłków zawsze dostaje się za darmo tapwater - wodę z kranu i koszyk bagietek.
Mieliśmy wyższy cel wyjazdowy - spróbować WSZYSTKIEGO, co francuskie. Chyba się udało... były żabie udka, ślimaki, foie gras (najgorsze!), pyszne wina, crème brûlée, jadalne kasztany, naleśniki z kremem z kasztanów, brioche, bagietki, makaroniki... Mimo wpadki z foie gras uważam, że Francja jest pyszna! Chcecie poznać te wspaniałości? To zapraszam do obejrzenia fotorelacji!
To są jadalne kasztany - na co dzień można je kupić od Murzynów, którzy pieką je na wózkach z supermarketu przykrytych blachą. My mieliśmy okazję spróbować ich na Champs-Élysées na jarmarku świątecznym. Smakują trochę jak słodki groszek i są jadalne tylko wtedy, kiedy są gorące. Wino grane smakuje zupełnie inaczej - o wiele lepiej, niż w Polsce, chociaż jest zrobione z najbardziej podłego francuskiego wina z przyprawami ;)
Magia makaroników - są wszędzie! Powyżej te od Pierre Hermé - absolutnie najlepsze! Niestety jakoś nie trafiliśmy na makaronikarnię Ladurée, żeby porównać... ale to następnym razem ;) Te od Hermé kosztują 2,2 euro za sztukę, podczas gdy na mieście można znaleźć nawet takie za 1,5 euro za sztukę.
A tutaj ślimaki w czosnku i przyprawach... były całkiem niezłe. Kiedyś jadłam ślimaki w Maroku - były gotowane w pieprzno-słonej zupie... i trochę podłe. Te z winem, oliwkami i bagietką smakowały całkiem całkiem. Dano nam fantazyjne przybory do wyjęcia ślimaka ze skorupki, ciekawa przygoda. A żabie udka smakowały całkiem jak kurczak... tylko było na nich bardzo mało mięsa.
A tutaj zupa cebulowa - niesamowicie tłusta i sycąca. Ale smaczna.
Tutaj crème brûlée z trochę przypaloną skorupką. Później jedliśmy lepszy, ale niestety nie zrobiliśmy zdjęcia...
Naleśniki z kremem z kasztanów - nie bardzo wiem jak opisać ten smak. Bardzo słodki, trochę groszkowy, trochę czekoladowy... dziwny. Jadalne kasztany chyba są smaczniejsze, niż krem z nich zrobiony ;)
Zastanawialiśmy się czy wyjechać na Wieżę Eiffla (15euro), ale w sumie zdecydowaliśmy, że przecież największą atrakcją jest właśnie ta wieża, a kiedy się na nią wyjedzie... to jej nie widać ;) I że lepiej wyjechać na taras widokowy Tour Montparnasse. Wyjazd to około 14,5 euro, ale widok na Wieżę Eiffla jest :) Dodatkowo można poznać panoramę Paryża i dzięki ekranom interaktywnym sprawdzić czym są budowle, które nas interesują.
I jeszcze na koniec kilka dachów i migawek z Paryża.
Metro nad ziemią ;)
Zachęcam do obejrzenia PIERWSZEJ CZĘŚCI relacji z Paryża. Zapraszam również na fotowycieczkę do Maroka i Belgii.
W Paryżu byłam w sierpniu tego roku i chociaż nie zachwyciłam się tym miastem to mam zamiar tam wrócić na dłużej. Moja przyjemność zapoznawania się z miastem trwała zaledwie 8,5 godziny, więc wiem, że czeka mnie jeszcze wiele atrakcji i zachwytów i chętnie wybiorę się w poszukiwaniu magii miasta, o której wszyscy mówią. A Francja sama w sobie? Nie sądziłam, że tak bardzo mi się spodoba. Nigdy mnie do tego kraju nie ciągnęło, ale po tegorocznym wypadzie stwierdzam, że jak dobrze pójdzie to w przyszłym roku pojawię się tam dwukrotnie :) Uwielbiam ten gotycki klimat, który czuć tam na każdym kroku! :)
OdpowiedzUsuńFajne fotki. to ze ludzie jadaja czesto na miescie tworzy fajny klimat Paryza. I rzeczywiscie restauracje w pewnych godzinach sa zamkniete. Troche to inaczej wyglada niz u nas. pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńJadłam pieczone kasztany i niezbyt mi smakowały. Co do ślimaków to nie wiem czy bym się zdecydowała, ale w końcu jadło się kałamarnice czy małże, więc i ślimaka trzeba rozważyć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
przeurocze zdjęcia, na ślimaki bym się raczej nie zdecydowała, ale makaroniki to coś co uwielbiam
OdpowiedzUsuńParyż <3 Mi ślimaki bardzo smakowały, natomiast nie umiałąm nigdzie znaleźć tych żabich udek!
OdpowiedzUsuńW życiu nie zjadłabym ślimaka, bo cierpię na zaawansowaną ślimakofobię od dzieciństwa, gdy widzę jakiegoś to uciekam z płaczem :D Zupa cebulowa mnie zainspirowała, poszukam przepisu na nią, nie będzie to to samo co we Francji,ale zawsze coś. Zawsze marzyłam o Paryżu, ale jak już przychodz co do czego, to jakoś nie mam odwagi, boję sie, że się zagubię. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy przełamałabym się żeby zjeść ślimaka ;P
OdpowiedzUsuńJak tylko widzę Paryż to od razu przypominają mi se moje cudowne zaręczyny, właśnie tam! I pomyśleć, że to było ponad rok temu, a teraz robię przygotowania do ślubu! :) Teraz jestem na etapie wyboru dodatków do garnituru dla mojego narzeczonego. Ale ostatnio widziałam świetne drewniane zegarki , i chyba na zestaw z drewnianą mucha się zdecydujemy :)
OdpowiedzUsuń