Czyha niczym potwór ukrywający się pod schodami. Niby w niego nie wierzysz, ale wszyscy mówią, że istnieje i że w końcu cię dopadnie... kryzys ćwierćwiecza. Pierwszy taki, bo tuż po euforii szesnastki, osiemnastki i dwudziestki - uzmysławiasz sobie, że to już się stało - jesteś dorosły. A przynajmniej powinieneś być. I nie ma już odwrotu, CTRL + Z, ani tym bardziej nie możesz pójść do mamy i poprosić, żeby coś z tym zrobiła. Bo to Ty musisz coś z tym zrobić.
Jesteś TY i te Twoje 25 lat.
Miałeś tak wiele czasu, żeby zrobić ze swoim życiem WSZYSTKO, co chciałeś. Miałeś tyle dróg, które mogłeś wybrać. Tyle osób, które mogłeś poznać i tyle sytuacji, w których mogłeś się sprawdzić.
A jesteś tutaj.
I jak się z tym czujesz?
NIE ZATRZYMASZ TEGO
Myślę, że to czas, kiedy po raz kolejny znajdujemy się na początku i nie wiemy co ze sobą zrobić. Tak samo, jak pierwszy raz poszliśmy do podstawówki. Tęskniliśmy za mamą, trochę płakaliśmy, ale ciągnęło nas do nowych koleżanek, kolegów i zabawek. Podobnie w gimnazjum/liceum/na studiach - stawaliśmy przed "nowym" i zastanawialiśmy się czy to "nowe" nas przyjmie. Towarzyszy nam niepewność i obawa, że idziemy w złą stronę, bo znów mamy masę możliwości przed sobą, a musimy wybrać jedną.
Dookoła nas mamy mnóstwo innych 25-latków i chętnie się z nimi porównujemy. Widzimy, że nasze koleżanki z podstawówki już są mamami, a koleżanki ze studiów podjęły pracę gdzieś w Londynie na prestiżowym stanowisku. A my nie mamy pracy, chłopaka i mieszkamy z rodzicami... Zastanawiamy się co poszło nie tak i dlaczego to im się udało.
W czasach postępu, chęci samorealizacji i sukcesu możemy wyrzucać sobie, że coś nam nie wyszło i nic wielkiego tak naprawdę nie osiągnęliśmy. Mogliśmy ruszyć świat, stworzyć drugiego Facebooka, wymyślić lekarstwo na jakąś ciężką chorobę, mogliśmy latać po świecie czy pracować w świetnej międzynarodowej firmie.
A jesteśmy tutaj.
Jest tyle możliwości, z których nie skorzystaliśmy i szans po które nie sięgnęliśmy. Ale czy rozpamiętywanie ich da nam cokolwiek poza niespełnieniem i pogłębiającą się frustracją. Warto skupiać się na swoim małym, prywatnym szczęściu. Mając 18 lat wyobrażałam sobie, że zaliczając ćwierćwiecze będę miała już mieszkanie, męża, super pracę i dzieci... teraz wiem, że to się DZIEJE i wszędzie trzeba dojść po kolei. Nie ma magicznej granicy, po której się wszystko zmienia, tak jak i nie ma granicy po której się wszystko kończy. Nigdy nie jest za późno na odnalezienie bratniej duszy, przekwalifikowanie się czy przeproszenie osób, na których nam zależy.
Możemy kupić swój pierwszy krem przeciwzmarszczkowy 25+ i uzmysłowić sobie, że to już się nie zatrzyma. Nie będziemy piękniejsze, niż teraz. Skóra będzie coraz bardziej obwisła, a tkanka tłuszczowa z każdym rokiem będzie się chętnie zawiązywać. Tego się nie da zatrzymać. Zaczęło się. Jednak poza tą zewnętrzną warstwą, która może nie jest idealna, jest to co gromadzimy w środku. Nasze osobiste punkty HP. Mądrość życiowa, której na szczęście przybywa, wspomnienia, szczęśliwe dni, sukcesy, miejsca i uśmiechy bliskich... tego jest coraz więcej. Czas ciągle płynie i daje nam niesamowicie dużo. Daje nam możliwość zrobienia wszystkiego i odwrócenia wszystkiego.
Jeśli dohuśtałeś się do "podbitki" z napisem "25" i nie jesteś szczęśliwy, pomyśl, że to najprawdopodobniej tylko niecała 1/3 Twojego życia. Ale cholerna szkoda tego czasu na życie, które Cię nie satysfakcjonuje! W poprzednim poście pisałam o tym jak to jest skapcanieć i zapomnieć o sobie. Im wcześniej się obudzimy, tym lepiej.
Dla mnie za kryzysem ćwierćwiecza kryje się jeszcze coś innego, niż przemijanie. Obrzydliwe zderzenie z dorosłością, bo mimo że pracowałam wcześniej, to było to na luźnych warunkach. Jak chodziłam na studia, to zawsze wyskoczyło jakieś wolne, rektorskie, a jak opuściłam piątkowy poranny wykład - nic się nie stało. Byłam bardzo mobilna i mogłam podróżować. Teraz zaplanowanie urlopu, synchronizacja z innymi osobami w firmie, przygotowania, bookowanie itp., to cała operacja logistyczna. Po prostu niemiłe zderzenie z myślą, że już jestem uwiązana w jakiś sposób. Miałam dużo czasu wieczorami i mogłam się uczyć wielu rzeczy, nie tylko tych związanych ze studiami. Mogłam zgłębiać kilka języków, a teraz jak wracam do domu o 21, to ledwo co zdążę zrobić sobie obiad na następny dzień. Ale tak wygląda dorosłość :)
Ma to swoje plusy i minusy - jak wszystko.
A tak w ogóle, to bardzo się cieszę, że jestem w tym momencie życia, w którym teraz się znajduję. Widzę przede mną jeszcze więcej możliwości, niż kilka lat temu. Mimo że za niedługo kupię mój pierwszy krem 25+... A Wy? Jak przeżywacie/przeżywaliście kryzys ćwierćwiecza? A może to tylko urban legend i to nic wielkiego?
Jeśli dohuśtałeś się do "podbitki" z napisem "25" i nie jesteś szczęśliwy, pomyśl, że to najprawdopodobniej tylko niecała 1/3 Twojego życia. Ale cholerna szkoda tego czasu na życie, które Cię nie satysfakcjonuje! W poprzednim poście pisałam o tym jak to jest skapcanieć i zapomnieć o sobie. Im wcześniej się obudzimy, tym lepiej.
Dla mnie za kryzysem ćwierćwiecza kryje się jeszcze coś innego, niż przemijanie. Obrzydliwe zderzenie z dorosłością, bo mimo że pracowałam wcześniej, to było to na luźnych warunkach. Jak chodziłam na studia, to zawsze wyskoczyło jakieś wolne, rektorskie, a jak opuściłam piątkowy poranny wykład - nic się nie stało. Byłam bardzo mobilna i mogłam podróżować. Teraz zaplanowanie urlopu, synchronizacja z innymi osobami w firmie, przygotowania, bookowanie itp., to cała operacja logistyczna. Po prostu niemiłe zderzenie z myślą, że już jestem uwiązana w jakiś sposób. Miałam dużo czasu wieczorami i mogłam się uczyć wielu rzeczy, nie tylko tych związanych ze studiami. Mogłam zgłębiać kilka języków, a teraz jak wracam do domu o 21, to ledwo co zdążę zrobić sobie obiad na następny dzień. Ale tak wygląda dorosłość :)
Ma to swoje plusy i minusy - jak wszystko.
A tak w ogóle, to bardzo się cieszę, że jestem w tym momencie życia, w którym teraz się znajduję. Widzę przede mną jeszcze więcej możliwości, niż kilka lat temu. Mimo że za niedługo kupię mój pierwszy krem 25+... A Wy? Jak przeżywacie/przeżywaliście kryzys ćwierćwiecza? A może to tylko urban legend i to nic wielkiego?
To jest dopiero PRAWDZIWY początek :)
OdpowiedzUsuńPrzede mną kryzys 30-tki (za dwa lata). To jest dopiero przełom!
OdpowiedzUsuńNiepotrzebnie przeczytałam jako nastolatka "Kobietę trzydziestoletnią" Balzaca.
25 lat wydaje się być takie magiczne, nie dlatego że to ćwierć wieku, ale że akurat zbiega się to z końcem studiów, pierwszym rokiem samodzielnego życia... często jest to właśnie początek trudów dorosłości i bolesnego zderzenia z rzeczywistością. Dla mnie też był to ciężki rok. Ale potem było już tylko lepiej. I cały czas idzie ku lepszemu :)
Tylko o kremach przeciwzmarszczkowych zapominam.
Okolice 25 roku życia przebiegły u mnie bezproblemowo. Zbieranie doświadczeń na rynku pracy nie przeszkodziło nadal być beztroskim człowieczkiem, gotowym do szybkich zmian. Bardziej "bolesna" dorosłość zaczęła się niedawno, w momencie zaciągnięcia kredytu na mieszkanie. Kończy się świat radykalnych decyzji "rzucam pracę, bo mnie wkurza" i zaczyna myślenie perspektywistyczne. Czuję się trochę jakbym była wolnym ptakiem zamkniętym w klatce. Wierzę, że ten etap niebawem minie i będzie tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuńSama mam 21 lat więc ten kryzys dopiero przede mną ale bardzo dziękuję ci za ten post bo trochę mną potrząsnął- nie chcę się obudzić w wieku 25 lat i stwierdzić, że zmarnowałam ten czas. Na razie czuję się fatalnie ze świadomością jak wygląda moje życie więc trzeba coś z tym zrobić.
OdpowiedzUsuńJestem zupełnie oczarowana pomysłem i treścią bloga, bo grafikę nieco bym zmieniła/dopracowała, ale... (: Przywędrowałam tu z jednego bloga, który ma Cię w linkach i nie żałuję, bo już dodaję do obserwowanych. Co prawda, przyznaję się bez bicia, że nie przeczytałam nawet 1/5 postów, bo rzuciłam się tylko na te najnowsze lub z kategorii po prawej stronie, a w godzinę wszystkiego nie przeczytam, ale obiecałam sobie nadrobić :> Piszesz bardzo ciekawie i poruszasz fajne tematy, a Twój blog przypomina mi bardziej gazetkę doświadczonej dziennikarki, niż bloga - super!
OdpowiedzUsuńCo do najnowszego postu, który akurat przeczytałam - 25 jeszcze przede mną... i to całe 6 lat, więc mogę się przygotować, ale pewnie uderzy to we mnie tak czy siak :) Wydaje mi się jednak, że nie ma co patrzeć pesymistycznie w przyszłość - kobieta zawsze jest piękną, jeśli jest pewną siebie i szczęśliwą kobietą. Parę postów z cyklu W poszukiwaniu kobiecości chyba to potwierdziło. Ile jest znanych kobiet nawet po 60, które mimo zmarszczek i mniej elastycznej skóry, wciąż są piękne, eleganckie i tak dalej. Sądzę, że to kwestia podejścia do życia :) Wtedy możemy czerpać z niego pełnymi garściami, czasem tylko brak nam do tego odwagi. Mam nadzieję, że tak jak piszesz - dalej pozostaniesz bardziej pozytywnie, niż negatywnie nastawiona i nie przejmiesz się nawet tym kremem, o którym teoretycznie warto już pomyśleć (:
Pozdrawiam!
/wanilijowa
Ten kryzys przede mną, jeszcze dobre dwa lata. Ale już na samą myśl przechodzą mnie dreszcze... ten czas tak cholernie szybko leci :( a człowiek cały czas czuje się tak, jakby przed chwilą minęła 18.
OdpowiedzUsuńPrzede mną jeszcze 1,5 roku, ale czasami włącza mi się takie myślenie co mogłam zrobić inaczej itd., ale prawda jest taka, że nic w życiu nie dzieję się bez przyczyny i mimo, że kiedyś myślałam tej fajnie bo ta ma dzieci, męża itd., ale prawda jest taka, że nie dostrzegałam, że w moim otoczeniu 80% dzieci osób do 25 roku życia, to dzieci z tzw. 'wpadki', a ich mamy zamiast podróżować, studiować, siedzą w pieluchach. Jestem zadowolona z tego co robię i gdzie jestem i raczej myślę nad tym co mogę zrobić, a nie czego nie zrobiłam.
OdpowiedzUsuńKiedy zbliżałam się do 25-tki miałam wiele obaw z tym związanych, bo miałam wrażenie, że wraz z osiągnięciem tego wieku coś się skończy i nic już nie będzie takie jak dawniej. Bardzo się tego obawiałam, zwłaszcza, że znajomi i rówieśnicy byli wtedy hen hen przede mną z wieloma sprawami. Miałam wręcz myśli, że jeżeli pewnych rzeczy do tego czasu nie zdobędę, to nie mam po co dalej żyć. Takie głupie myślenie.
OdpowiedzUsuńI w końcu nadszedł ten wiek, a u mnie było po prostu nijako. Zatrzymałam się i tkwiłam w tym samym miejscu niezdolna zrobić kroku do przodu. Później ten rok wspominałam (i chyba nadal wspominam) jako najgorszy w moim życiu. Zmarnowany czas, w którym co prawda było kilka miłych rzeczy, ale ja miałam poczucie, że mi się nie należą.
Dzisiaj uważam, że co prawda każdy powinien działać w swoim tempie, ale warto brać życie garściami, podejmować ryzyko i walczyć o rzeczy, na których nam zależy, bo pewne sytuacje już się nie powtórzą albo trzeba będzie włożyć dużo więcej wysiłku w ich osiągnięcie w innych okolicznościach. Kiedy człowiek jest młodszy ma więcej czasu i energii do działania. Szkoda tylko, że czasami podejście do życia kiepskie. Później to podejście może się zmienić na lepsze, ale trudniej znaleźć czas na pewne sprawy.
Dla mnie te kryzysy to przypadłość trochę wyssana z palca. Wielu ludzi po dwudziestce przy okazji kolejnych urodzin mówi, że czuje się staro. Mając trzydziestkę na karku, podśmiewam się z tego trochę, chociaż sama, o ile dobrze pamiętam, miałam kilka lat wcześniej podobne przemyślenia. W wieku lat 28 wydawało mi się, że 30 to cezura, kiedy już wszystko trzeba mieć poukładane. Wcale tak nie jest. Dopiero teraz czuję, że nadchodzą najlepsze lata mojego życia, kiedy jestem w 100% niezależna, finansowo mogę pozwolić sobie na wiele więcej i tak naprawdę wszystko jeszcze przede mną :))) Nie postarzajmy się bez potrzeby!
OdpowiedzUsuń