Nie wiem jak Wy, ale ja całe życie byłam zaprzyjaźniona z uczuciem, które mówiło mi, że "to nie to". Zawsze czegoś mi brakowało. Jestem bardzo krytyczna wobec siebie i rzeczywistości mnie otaczającej, więc bardzo często doświadczam uczucia, że coś jest niewystarczająco dobre albo czegoś mi brakuje. To nie jest tak, że na siłę wyszukuję błędy, niedociągnięcia i niedoskonałości. Nie jestem naczelnym narzekaczem, zawsze staram się dostrzegać pozytywne strony, ale uczucie jest we mnie, w środku. Nawet jeśli się nim z nikim nie podzielę (a zazwyczaj się nie dzielę, patrz tu).
Moje związki były zawsze bardzo trudne, bo ciągle z tyłu głowy zbierałam rzeczy, które mi przeszkadzają. Drobne, ale takie, które dodawały się do siebie. Bo nie przynosi mi kwiatów, bo przepada za piłką nożną, bo gra w głupie gry, bo nie toleruje mojego spóźniania się, bo lubi filmy akcji, bo zostawia resztki na talerzu, bo wkłada do zlewu kubki z torebkami herbaty. Nie wiem czy pisywaliście pamiętniki, ale moje aż kipią od zdań, które mówią, że czegoś mi brakuje, że powinnam być w innym miejscu, że obok mnie powinien być ktoś inny. Zawsze wyobrażałam sobie, że będę spełniona np. w liceum. Potem, że na studiach. Byłam na studiach, wydawało mi się, że zacznę "naprawdę żyć" jak zacznę pracę i się usamodzielnię.
DĄŻENIE DO ROZCZAROWANIA
Na pewno znacie historie dziewczyn, które nie czują się dobrze ze sobą, stawiają sobie cel i już widzą, że kiedy go osiągną, to będą szczęśliwe. Bez względu na to czy będzie to dążenie do szczupłej sylwetki, do osiągnięcia stopnia naukowego, czy do zamążpójścia. Jest droga, pełna trudu i wysiłku, ale na końcu ma być upragniona nagroda. Osiągnięcie celu = szczęście. Jaka szkoda, że często okazuje się, że na końcu drogi wcale nie ma tego szczęścia. Że stracone kilogramy wcale nie sprawiły, że nasze życie stało się lepsze, mgr przed nazwiskiem to nie było to, a zdobycie mężczyzny życia też okazuje się być czymś niewystarczającym. Na końcu tej drogi najczęściej jest pustka i rozczarowanie. Bo albo nagroda wydaje się nam być zbyt mała, albo na jej miejsce wskakuje kolejna, jeszcze bardziej niedościgniona.
ROZCZAROWANIE CIĘ ZNISZCZY
Doszłam do wniosku, że moje ciągłe poczucie niespełnienia nie może być ograniczeniem. Patrzyłam na nie jak na wadę - definiowałam to jako coś, co odczuwają poeci, artyści, muzycy, pisarze. Taki rodzaj fatalnej cechy, która istnieje, której się nie da pozbyć, ale można się nauczyć z nią żyć. Przekonałam się, że tak naprawdę niemożliwe jest bycie zaspokojonym i na sto procent szczęśliwym. Poukładałam sobie bylejakie życie, wierząc, że w "normalnym życiu" zawsze będzie istniał taki pierwiastek rozczarowania i niespełnienia. Zaakceptowałam go, ale nie mogłam się pogodzić z rosnącą frustracją. Bo z każdym dniem czułam coraz bardziej, że oszukuję samą siebie i że brnę we wszystko coraz głębiej, a szczęście, które miało przyjść z czasem, nie przychodzi. Myślałam, że pewnych rzeczy można się nauczyć. Myślałam, że mówienie "kocham cię" tylko na początku jest trudne, że wyczekiwanie wspólnej przyszłości przyjdzie z czasem, a do niektórych rzeczy można się po prostu przyzwyczaić. Uwierzyłam, że wszystkie rzeczy, których nauczyłam się o związkach z telewizji, to kłamstwo i wymysł komedii romantycznych, a życie wygląda inaczej. Chyba nie wierzyłam w istnienie miłości, a jeśli tak, to widziałam w tym tylko kontrakt dwóch ludzi. Czułam się winna i ułomna przez to, że nie umiałam kochać tak jak kochają się ludzie w młodych, szalonych związkach. Potrafiłam z nim być, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić wspólnego życia za pół roku. Tłumaczyłam sobie to strachem przed zaangażowaniem, a to po prostu nie było to.
BĄDŹ SZCZĘŚLIWY TERAZ
Dziewczyny, jeśli czujecie, że to nie to - uciekajcie. Nie krzywdźcie siebie, nie krzywdźcie jego. On zasługuje na szczerość z Waszej strony i Wy zasługujecie na szczerość od Was samych. Oczywiście każda sytuacja jest inna, ja opisuję swoją.
Bo teraz wiem, że wyżej opisane uczucie niespełnienia nie jest normalne i jeśli Wam towarzyszy, powinnyście się dobrze zastanowić nad sensem wszystkiego. Często nasze wybory są pomyłką, a my trwamy w nich z przyzwyczajenia albo poczucia "wystarczalności". A lepiej coś zmienić wcześniej, niż wtedy, kiedy już będzie za późno. I zaskakujące jak wiele dobrych rzeczy może się stać, jeśli zmienisz jeden, ale za to bardzo ważny parametr w życiu.
Nie myślałam, że kiedyś będę mogła napisać w pamiętniczku, że wszystko jest świetnie. Że chcę być z kimś do końca życia, że jestem zaopiekowana, szczęśliwa, uśmiechnięta, moi bliscy są zdrowi, mam fajną pracę i mam świetne marzenia, które mogą się spełnić. Że można mieć pewność co do tego, czego się chce od życia i jak się chce je spędzić. Że miłość może dawać samo spełnienie, bez cienia rozczarowania. Oczywiście nie wszystko jest takie różowe, bo i zdrowie mogłoby być lepsze i mogłabym mieć więcej czasu na spotkania z bliskimi albo na podróże, ale coś za coś. Niektóre dobre rzeczy dają tak wiele szczęścia, że przyćmiewają niedociągnięcia. Nie sprawią, że te złe rzeczy znikną, ale że będzie je łatwiej znieść albo pokonać. Cieszę się, że w końcu jest fantastycznie.
A może to dlatego, że postanowiłam być szczęśliwa TERAZ, a nie po awansie/podróży na Islandię/ślubie/po trzydziestce/po pierwszym dziecku?
A czy Wy czasem czujecie, że "to nie to"? Macie wątpliwości co do słuszności wyborów, osób które macie u boku czy miejsca w życiu, w którym się znajdujecie? Na te Święta i na wiosenny czas po nich, życzę Wam szczęścia i pozbycia się tego cholernego poczucia niespełnienia. Niech odrodzi się w nas nowe życie, przypłyną nowe siły, otworzą się przed nami nowe drzwi i możliwości. Miejmy odwagę być szczęśliwi teraz, a nie za miesiąc/rok/5 lat!
Oj, niestety aż za dobrze wiem, co czułaś. Czuję to teraz, chociaż teoretycznie nie powinnam. Czuję, że znalazłam się w miejscu, w którym chciałam być, ale chciałam być jakoś inaczej. Zboczyłam z właściwej drogi, nawet tego nie zauważając. Moje pamiętniki również są wypełnione słowami pełnymi żalu i rozczarowania. Mimo to boję się działać. Mam wrażenie, że to zaszło już za daleko i skrzywdzę zbyt wiele osób, jeśli będę chciała zacząć żyć "od nowa".
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to ten wpis spadł mi z nieba, bo wiem, że nie ja jedyna borykam się z uczuciem niespełnienia. I chciaż nikomu tego nie życzę, to dobrze wiedzieć, że są ludzie, którym udało się go pozbyć.
Beztroskich świąt!
Chyba znalazłam odpowiedź na dręczące mnie pytania...
OdpowiedzUsuńDokładnie, ja też zawsze myślałam że spełnię się w liceum, ucieknę do innego miasta i zacznę wszystko od nowa, było ok ale to z pewnością nie było to czego chciałam.więc żyłam marzeniami o studiach, w jeszcze innym miescie co też zrobiłam. Niestety również się zawiodłam, jest jeszcze gorzej niż wcześniej, nie widzę już niestety odwrotu z tej sytuacji, wątpie żeby kolejna ucieczka pomogła, a wracając myślami do przeszłosci nie rozumiem czego mi tak brakowalo.. teraz z pewnością doceniłabym to bardzo. Dlatego warto zastanowić się dobrze nad tym co mamy, a także (tak poza tematem) nie uciekać od problemów..
OdpowiedzUsuńJestem właśnie w takim momencie życia, że robię porządek z rozczarowaniem i niespełnieniem, z żalem i niezadowoleniem, z pretensjami do samej siebie i z oszukiwaniem siebie. Wygodne życie zamieniłam na mały pokoik, samotne wieczory z kubkiem herbaty i dobrą książką, ciężką pracę i równie wymagające studia. Jest cieżko, ale budzę się rano z uśmiechem i chęcią do życia, bez tego okropnego poczucia rozczarowania! Dzisiaj już wiem, że trzeba mieć odwagę!
OdpowiedzUsuńIdealnie trafiłaś z tematem, bo ja również wiem na czym uczucie rozczarowania polega. Widzę siebie gdzie indziej, jako zupełnie inną osobę. Mam zamiar to wykorzystać jako motywację do rozwoju i pójścia w innym kierunku, ale póki co jeszcze stoję w miejscu niestety.
OdpowiedzUsuńJa chyba dlatego nie mam chłopaka. ;) Bo zawsze jak jakiegoś spotykam, myślę "To nie to" i czekam na księcia. :)
OdpowiedzUsuń*frazes alert!* jak poznasz tego odpowiedniego, to nie będziesz miała. To tak działa.
UsuńDużo czasu zajęło mi dojście do tego, że poczucie spełnienia nie jest kwestią okoliczności zewnętrznych. Jest kwestią tego, czy czuję się wystarczająco dobra, wierzę w siebie i daję z siebie wszystko w tym co akurat robię. Tak jest u mnie, ale chyba każdy sam musi zdefiniować i znaleźć swoje poczucie spełnienia :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post, pozdrawiam! :)
To uczucie spełnienia jest obrzydliwie paradoksalne: najpierw trzeba się za tym nagonić jak pies, żeby z przerażeniem skonstatować, że należało tego szukać zawsze przy sobie ;) Od dawna bardzo powoli uczę się przyłapywać samą siebie na chwili poczucia spełnienia, bo jak na razie jeszcze nie potrafię tego uczucia utrzymać na dłuższą metę. Ale może - jak z każdą nabywaną umiejętnością - najpierw uda mi się wytrzymać dwie minuty, potem dziesięć, potem cały dzień, aż wejdzie mi to w nawyk.
OdpowiedzUsuńNa pewno się uda! Powodzenia :)
UsuńIdealny post opisujący moje, życie w tym momencie. Czuję się pusta w środku, czuję, że czegoś brakuje, brakuje tego odpowiedniego faceta u mojego boku. A ja popadam w obłęd bo mój kolega jest we mnie zakochany, a ja do niego nic nie czuję, niestety wszyscy w koło mówią jaki z niego porządny facet i że powinnam dać mu szanse. O czym wiem, jest niesamowity ale to nie to... Choć z czasem zaczynam sobie dopowiadać wiele rzeczy i idealizować go. Tak więc zamiast przejmować się maturą, czuję to uczucie niespełnienia ten wielki brak bliskiej osoby i presje otoczenia. Bo ile można czekać na tego swojego "księcia"? I dlaczego to ja muszę ranić, skoro tak bardzo pragnę czyjejś czułości? Ale nie jako twój post poprawił mi humor :) i wierzę, że teraz to po prostu nie mój czas i jestem zupełnie normalna. A po za tym cieszę się że w tym uczuciu nie jestem osamotniona.
OdpowiedzUsuńKochana :) moje życie zmieniło się od momentu kiedy przestałam zaprzeczać w myślach temu, że mój przyjaciel nie nadaje się na mojego chłopaka. Oczywiście w Twoim przypadku nie musi być tak samo, ale dla mnie była to najlepsza decyzja w życiu. Stwierdziłam, że spróbuję - bo jeśli tego nie zrobię, to do końca życia będę się męczyć z myślą: "a co jeśli byłoby nam razem dobrze?". I jest wspaniale. I powinnam taką decyzję podjąć co najmniej 3 lata temu. Moje życie zaczęło się zmieniać na lepsze właśnie od tej decyzji... Myślałam, że zakochanie, to taki wielki kamień, który wali w głowę i sprawia, że nie można myśleć o niczym innym i że niemożliwe, że nagle pokocham osobę, którą znam od nastu lat. A jednak się dało i z każdym dniem uczucie jest coraz większe. Długo do tego dojrzewałam, ale może właśnie dlatego jest tak cudownie. Życzę dobrego rozwiązania sprawy, musiałam odpowiedzieć, bo brzmi jak moja wypowiedź sprzed 2 lat :) Szczęścia! Na pewno dasz radę!
UsuńBardzo dziękuję za Twoją odpowiedź. Myślę, że wkrótce wszystko się wyjaśni, ale nie zależy to tylko ode mnie ;). A tobie gratuluję, że w końcu znalazłaś tą swoją miłość. Dużo szczęścia wam życzę. Ps. świetny blog, regularnie czytam.
UsuńWitam, ponownie :). Naprawdę już zapomniałam o moim komentarzu i jeśli można tak powiedzieć zeszłorocznych problemach. A skoro udało mi się go odleźć, stwierdziłam, a co mi tam, napiszę. A więc muszę powiedzieć, że miałaś rację. Ja i mój kolega (przyjaciel) zeszliśmy się w końcu, jesteśmy ze sobą od października i jesteśmy bardzo szczęśliwi :). Chodź naprawdę czasem zastanawiam się jak to możliwe, że nam się udało, że naprawdę jesteśmy razem i znów tego nie zawaliliśmy. Ale droga do tego była długa, wymagało to skończenia szkoły, braku przez dłuższy czas jakiegokolwiek kontaktu, wspólnej imprezy, obopólnej zazdrości i problemów w czasie których uświadomiłam sobie, że on jest jedyną osobą z którą potrzebuję porozmawiać i się wyżalić. No więc ja dałam szansę, on ją wykorzystał i nie stchórzył jak się kiedyś zdarzyło. I masz rację z dnia na dzień jest coraz lepiej. Ta miłość nie jest jak ten kamień co zwala Cię z nóg, a wszechogarniające ciepło co zaczyna Cię otaczać powoli każdego dnia, z każdej strony, coraz mocniej i mocniej :). Dlatego drogie kobiety nie wypatrujcie swojego księcia gdzieś hen daleko, bo ten prawdziwy, a nóż czai się pod waszym nosem, a wieczność na was czekać nie będzie. Wasze życie leży w waszych rękach. Jak banalne, a jednak prawdziwe to stwierdzenie. Dużo szczęścia :*.
UsuńAaa! Niesamowite :) Dziękuję, że napisałaś i bardzo się cieszę, że Wam się udało. Wydaje mi się, że i on i Ty (i ja, i On) musieliście (musieliśmy) dojrzeć do tego. Dzięki temu to, co teraz Was i nas łączy jest takie wyjątkowe. Wierzę, że wszystko jest PO COŚ. Pięknie napisałaś, że taka miłość jest jak ciepło. I powiem Ci, że to trwa i trwa i się nie kończy. Wspaniała historia, cieszę się, że mogłam Cię trochę popchnąć i zachęcić, żebyś się odważyła! Dziękuję i dużo szczęścia Wam życzę! :) Ściskam mocno!
UsuńMiałam tak, ale nie uciekłam. Pierwsze 3 miesiące z K. czułam się wciągnięta w coś czego nie chciałam. Miała być ot niezobowiązująca randeczka w walentynki z kolegą z roku, a zostałam złapana w jakieś niewytłumaczalne sidła. Sama nie wiedziałam czego chcę, nie umiałam tego skończyć, nie wiedziałam co z tym fantem zrobić. Nie wiem, kiedy to się zmieniło, ale dziś po ponad roku, wiem, że tak, to jest to. Ten czas niepewności wynikał ze mnie i z tego, że nigdy z nikim nie byłam w związku, albo nie w związku "na poważnie".
OdpowiedzUsuńBardzo mądre przesłanie. Mądre i straszliwie trudne do zrealizowania. Wymaga odwagi. Odwagi - spojrzenia prawdzie w twarz. Odwagi - podjęcia działania. Odwagi - bo mimo wszystko, po zmianie, nie zawsze musi być lepiej. Ale pewnie lepiej spróbować coś zmienić, niż żałować, że się tego nie zrobiło...
OdpowiedzUsuń