sobota, 18 października 2014

(...) na Powstanie wyszłam jak na bal!



Mam jedną taką sukienkę w kwiaty, którą kiedyś wygrzebałam w lumpeksie za dziesięć złotych. Przy dekolcie ma koronkę i drobny guziczek pod szyją. Kiedy ubieram do niej czarne, kryjące rajstopy i staromodne czółenka, a włosy zaplatam w warkocz - czuję się jak Lena z "Czasu Honoru". Nie wiem czy oglądacie ten serial, ale zawsze z zachwytem patrzyłam na stroje i fryzury występujących w nim kobiet - są niesamowicie kobiece, nienachalne, eleganckie. Czarowały mnie, choć wiedziałam, że to piękna fikcja wymyślona na potrzeby filmu, a w czasach wojny chodziło się w przypadkowych łachmanach, które udało się gdzieś zdobyć. Wydawało mi się, że słowo "moda" w tak ekstremalnych okolicznościach przestaje istnieć i jest zarezerwowana tylko dla czasu pokoju. 

Jakie było moje zaskoczenie kiedy i w Fabryce Schindlera, i w Muzeum Powstania Warszawskiego zobaczyłam zdjęcia prawdziwych kobiet przeżywających wojnę - pięknych, uśmiechniętych, w chustkach i w sukienkach. Dotychczas postrzegałam czas wojny całkowicie po męsku - jako niekończącą się lawinę bomb, strzałów z karabinów, walki na froncie, bohaterów, potyczek... a przecież poza tym wszystkim istniał "normalny" świat. Świat kobiet, które czekały, martwiły się, próbowały znaleźć coś do jedzenia, zaopiekować się dziećmi... ale również kobiet, które dorastały, rodziły, stroiły się, starały się modą odwrócić uwagę od strasznej codzienności, chodziły do kina, spotykały się z przyjaciółkami. Kobiet, które mimo wojny były zupełnie takie jak my - wypatrywały oczy za chłopcami, chodziły na spacery, układały włosy i starały się wyglądać pięknie, mimo trudnych warunków, które panowały dookoła.

Nigdy się nie interesowałam modą, mogę śmiało powiedzieć, że nie mam stylu i większość mojej garderoby jest całkowicie przypadkowa. Dlatego zastanawianie się nad modą w czasie wojny wydawało mi się bzdurą i czymś zupełnie błahym... a tutaj nagle trafiłam na świetny występ Karoliny Sulej na TED "Moda w piekle". Opowiada ona to tym, że nawet w gazetach wydawanych w Getcie Warszawskim można znaleźć porady rodem z "Pani domu", podpowiadające jak uszyć sukienkę z męskiego płaszcza albo jak ugotować coś z niczego. Przytacza wspomnienia mieszkanek getta, mówiące jak moda była dla nich sposobem ucieczki od strasznej rzeczywistości, swoistą tarczą. Wyjaśnia też dlaczego wyobrażenie ludzi z obozu w Oświęcimiu w pasiakach jest błędne, na czym polegała "obozowa moda", w co się ubierała "arystokracja obozowa", co oznaczał sposób wiązania i wygląd chustek, jak dzięki modzie walczyli o swój indywidualizm. Nigdy na to nie patrzyłam w ten sposób, ale powiedziała również, że jak więźniowie przestali dbać o to, co mają na sobie - oznaczało, że się poddali. Jeśli więźniowie wyszli odziani tylko w koc i usiedli obok baraku, znaczyło, że już się poddali... Bardzo ciekawa wypowiedź podkreślająca to, że w czasach terroru ubiór był czymś, co pozwalało prześladowanym osobom zachować resztki godności.

Jeszcze bardziej zainteresowały mnie zbiory Wirtualnego Muzeum Historii Kobiet, zwłaszcza miejsce poświęcone wystawie "Powstanie w bluzce w kwiatki". Dużo ciekawych wywiadów z dziewczynami (już staruszkami), które brały udział w powstaniu - takie wypowiedzi dla mnie są najlepszą lekcją historii i za każdym razem się cieszę, że te wspomnienia zostały zachowane. Kiedy moja Babcia opowiadała mi o czasach II WŚ, opowiadała przez pryzmat małych zdarzeń, szczegółów i faktów ważnych dla niej wtedy. Z układanki tworzył się obraz świata z tamtych lat, był bardzo inny, niż ten dziś, ale składał się z tych samych, najważniejszych elementów.

Jeśli jesteście ciekawi wspomnień prawdziwych kobiet, które opowiadają o Powstaniu, tutaj znajdziecie wiele gorzkich, prawdziwych słów. Okazuje się, że wiele kobiet, które uczestniczyły w Powstaniu Warszawskim, pamiętały ze szczegółami nawet to, w co były wtedy ubrane. Wspomnienia typu: "Na Powstanie wyszłam jak na bal. Miałam białą bluzeczkę, ukochany sweterek, spódniczkę, białe skarpetki i sandałki" jeszcze bardziej utwierdzają mnie, że kobiety  nawet w czasie wojny pozostają kobietami. Mimo tak różnych rzeczywistości ciągle możemy znaleźć wspólne mianowniki.

* zdjęcie stąd.

10 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się ten wpis. Fajnie, że poruszasz różnorodną tematykę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To już drugi wpis o tematyce wojennej, który czytam w tym tygodniu i który przedstawia ten czas w inny sposób. Musimy sobie uzmysłowić, że wtedy ludzie tez byli normalni ;) a kobiety jak to kobiety. Pewne rzeczy nie zmieniają się mimo sytuacji

    OdpowiedzUsuń
  3. "Powstanie w bluzce w kwiatki" oglądałam z wielkim zainteresowaniem. Te kobiety mówiły o codzienności, nie o wielkich czynach, tylko o tych małych. Opowiadały o modzie i urodzie, a przecież żyły w czasach, w których te rzeczy liczyły się najmniej:) Takie lekcje historii są bardzo cenne

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że nie mówią o tym w szkole. Zaraz odwiedzę podane przez Ciebie linki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tylko znajdę chwilkę muszę przejrzeć to co "wrzuciłaś" zaciekawiłaś mnie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Leno, Twój blog zawsze działa na mnie bardzo pozytywnie. Cieszę się, że mam przyjemność Cię czytać. Bardzo kreatywna i mądra z Ciebie kobieta!

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytaj koniecznie Czesałam ciepłe króliki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czaję się na tą książkę już od jakiegoś czasu :)

      Usuń
  8. Kliknęłam Twój tekst, bo zobaczyłam znajome mi zdjęcie Żydówek, które zobaczyłam w którymś numerze Focus Historia przy artykule o modzie w getcie, a które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Możemy podważać w dzisiejszych czasach koncept "kobiecości", ale to, jak kobiety dbały o siebie w najgorszą pożogę - to jest pełna cudowności kobiet! :)

    A teraz zabieram się za obejrzenie występu K. Sulej, który podlinkowałaś w poście. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że jesteś tutaj. Będzie mi miło, kiedy dorzucisz coś od siebie.
Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny!